Urodzony w Szwajcarii lekarz pełnił w czasie wojny funkcje komendanta obozu jenieckiego Andersonville. Nie da się ukryć to miejsce dla federalnych jeńców było piekłem. Jednak odpowiedzialności za warunki w nim panujące w żaden sposób nie da się zrzucić jedynie na Wirza. Jednak po zwycięstwie Unii potrzebne było rozliczenie się z "zdradzieckim" Południem. Wygodne dla zwycięzców i pokonanych. Wirz, emigrant człowiek bez koneksji, znajomości był idealnym kozłem ofiarnym. Nie miał kolegów z West Point, biznesowych i rodzinnych koligacji, kont w północnych bankach, znajomków z Senatu czy Izby Reprezentantów. Czyli tego wszystkiego co mieli pokonani oficerowie i politycy Południa. Ofiara idealna. Horroru Andersonville nikt nie zaneguje, za Wirzem nikt się nie wstawi. Proces był typowym procesem politycznym z wynikiem wiadomym od początku.
Publiczna egzekucja zaś spektaklem, który zaspokoić miał chce odwetu Północy i uspokoić Południe. To tylko nic nie znaczący Szwajcar...
W ostatnich chwilach Wirza setki zgromadzonych żołnierzy krzyczały:"Wirz pamietaj o Andersonville!"
Ano tak było...
OdpowiedzUsuńKilka miesięcy temu zmarł człowiek, który odtwarzał Wirza.
Napisał na jego temat książkę, odkłamując fałszywie zarysowaną sylwetkę tego żołnierza. W filmie zrobiono z niego psychopatę, tym samym "uzasadniając" wyrok. Dramat.