Zimny, mglisty listopadowy poranek, zasadniczo nie różniący się niczym od innych listopadowych poranków. Nagle senną ciszę przerywa seria głośnych wystrzałów - oto 14 Pułk z Luizjany postanowił udowodnić, że nie zamierza zapadać w sen zimowy. A przynajmniej na razie ;)
Kraków jest miejscem, w którym torów strzeleckich nie brakuje. Z tego też powodu postanowiliśmy wypróbować inną niż do tej pory lokalizację, a mianowicie strzelnicę na Pasterniku.
Oczywiście na strzelnice najlepiej (no może nie najlepiej, ale na pewno najbardziej klimatycznie) dostać się forsownym marszem przez błotniste drogi oraz bezdroża. Wyruszyliśmy więc tuż po godzinie 9 z Bronowic Małych w kierunku północno - zachodnim. Naszym przewodnikiem był (o ironio!) żołnierz Północy, w szerszych kręgach znanych jako Killer. Opracowana przez niego trasa była niezmiernie malownicza i obfitująca w niebanalne miejsca. Pierwszym z nich był jeden z fortów austrowęgierskiej Twierdzy Kraków. Mimo znacznych zniszczeń, jakich dokonał czas i poszukiwacze metali wszelakich fort nadal prezentuje się dumnie. Nie stracił również swoich walorów obronnych, co potwierdziliśmy oddając kilka sal ze strzelnic przy bramie :)
Z urokliwego wzgórza, na zboczu którego przycupnął fort, zeszliśmy pospiesznie w kierunku linii kolejowej, ażeby po kilku kilometrach, nieopodal stacji Kraków Mydlniki Wapiennik stanąć w opuszczonym od lat 70. kamieniołomie. Mimo tego, iż już od dawna nieużywany, kamieniołom kryje wiele śladów dawnej infrastruktury przemysłowej. Jakie? Tego nie zdradzę, poszukiwania pozostawiam zainteresowanym ;)
Kraków jest miejscem, w którym torów strzeleckich nie brakuje. Z tego też powodu postanowiliśmy wypróbować inną niż do tej pory lokalizację, a mianowicie strzelnicę na Pasterniku.
Oczywiście na strzelnice najlepiej (no może nie najlepiej, ale na pewno najbardziej klimatycznie) dostać się forsownym marszem przez błotniste drogi oraz bezdroża. Wyruszyliśmy więc tuż po godzinie 9 z Bronowic Małych w kierunku północno - zachodnim. Naszym przewodnikiem był (o ironio!) żołnierz Północy, w szerszych kręgach znanych jako Killer. Opracowana przez niego trasa była niezmiernie malownicza i obfitująca w niebanalne miejsca. Pierwszym z nich był jeden z fortów austrowęgierskiej Twierdzy Kraków. Mimo znacznych zniszczeń, jakich dokonał czas i poszukiwacze metali wszelakich fort nadal prezentuje się dumnie. Nie stracił również swoich walorów obronnych, co potwierdziliśmy oddając kilka sal ze strzelnic przy bramie :)
Z urokliwego wzgórza, na zboczu którego przycupnął fort, zeszliśmy pospiesznie w kierunku linii kolejowej, ażeby po kilku kilometrach, nieopodal stacji Kraków Mydlniki Wapiennik stanąć w opuszczonym od lat 70. kamieniołomie. Mimo tego, iż już od dawna nieużywany, kamieniołom kryje wiele śladów dawnej infrastruktury przemysłowej. Jakie? Tego nie zdradzę, poszukiwania pozostawiam zainteresowanym ;)
Od tego punktu trasa przemarszu wiodła lasami i zagajnikami, w dużej mierze pokrytymi okopami z obydwu wojen światowych. Mimo upływu czasu, umocnienia są bardzo dobrze zachowane!
I tak przedzierając się przez zarośla znaleźliśmy się wreszcie na strzelnicy, ażeby rozpocząć zmagania o konfederacką sztabę złota ;)
Rywalizacja była zacięta, w powietrzu fruwał ołów oraz drzazgi ze stojaków na tarcze, a z każdym wystrzelonym pociskiem nastrój wśród zgromadzonych był coraz lepszy.
Ostrzał tarcz z wizerunkami złych jankesów zakończyliśmy około godziny 16. Bezapelacyjnym zwycięzca okazał się Peter i to jemu właśnie przypadła drogocenna nagroda.
Pozostając w klimacie przenieśliśmy się do pobliskiej kawiarni, ażeby wysłuchać relacji sierżanta Smednira z Gettysburga, Nowego Orleanu i Waszyngtonu oraz porozmawiać przy kubku herbaty oraz misce bigosu na tematy życiowe i filozoficzne.
Posiedzenie zakończyliśmy około godziny 18 i choć ze smutkiem, ale rozjechaliśmy się, każdy w swoim kierunku.
Jako 'główny mąciciel całego zamieszania' jestem bardzo rad z faktu, że nasz sobotni wypad zakończył się pewnym taktycznym powodzeniem a uśmiechy gościły zarówno na twarzach żołnierzy jak i przybyłych na strzelnicę gości, którym z tego miejsca serdecznie dziękuję za obecność!
Pastesz
I tak przedzierając się przez zarośla znaleźliśmy się wreszcie na strzelnicy, ażeby rozpocząć zmagania o konfederacką sztabę złota ;)
Rywalizacja była zacięta, w powietrzu fruwał ołów oraz drzazgi ze stojaków na tarcze, a z każdym wystrzelonym pociskiem nastrój wśród zgromadzonych był coraz lepszy.
Ostrzał tarcz z wizerunkami złych jankesów zakończyliśmy około godziny 16. Bezapelacyjnym zwycięzca okazał się Peter i to jemu właśnie przypadła drogocenna nagroda.
Pozostając w klimacie przenieśliśmy się do pobliskiej kawiarni, ażeby wysłuchać relacji sierżanta Smednira z Gettysburga, Nowego Orleanu i Waszyngtonu oraz porozmawiać przy kubku herbaty oraz misce bigosu na tematy życiowe i filozoficzne.
Posiedzenie zakończyliśmy około godziny 18 i choć ze smutkiem, ale rozjechaliśmy się, każdy w swoim kierunku.
Jako 'główny mąciciel całego zamieszania' jestem bardzo rad z faktu, że nasz sobotni wypad zakończył się pewnym taktycznym powodzeniem a uśmiechy gościły zarówno na twarzach żołnierzy jak i przybyłych na strzelnicę gości, którym z tego miejsca serdecznie dziękuję za obecność!
Pastesz
Tak, to był mimo wszystko udany rekonesans. A na Pasternik na pewno jeszcze nieraz wrócimy.
OdpowiedzUsuń