Wokół każdego wydarzenia historycznego tworzy się swoisty folklor, którego częścią są niesamowite opowieści. Na polach bitew pojawiają się anioły (jak te pod Mons w czasie Wielkiej Wojny), żołnierze ruszają w bój z przeczuciem niechybnego zgonu , rodzinne pamiątki zatrzymują złowrogie kule. Wojna secesyjna też jest pełna takich opowieści. Jedna z nich znalazła nieoczekiwane, naukowe wyjaśnienie...
Bitwa pod Shiloh 1862 roku była najkrwawszą (do tego momentu) bitwą w dziejach Stanów Zjednoczonych. Straty obu stron sięgnęły blisko 24 tysięcy, z czego 16 tysięcy stanowili ranni.
Wielu ranionych żołnierzy przeleżało w bólu i błocie całe dwie doby. Cierpienie, pragnienie, brak snu, to wszystko musiało wpływać na stan umysłu rannych biedaków. Nie dziwi że niektórzy z nich zaczęli opowiadać po ocaleniu dziwne historie. W mroku nocy ich rany miały emanować niezwykłym światłem,
magiczną wręcz poświatą. Nazwali je "Anielskim Lśnieniem", bo jak się okazało rany te leczyły i goiły się szybciej. Można by uznać to za majaczenia znękanych umysłów lub element żołnierskiego folkloru, jednak prawie 140 lat później wyjaśnienie znalazła dwójka amerykańskich nastolatków!
Bystre chłopaki skojarzyły legendę z pracą matki jednego z nich nad bakteriami luminescencyjnymi. Przeprowadzili własne badania i okazało się że za jaśniejącymi ranami mogą stać pewne nicienie i ich bakterie Photorhabdus luminescens.
http://microbewiki.kenyon.edu |
http://microbewiki.kenyon.edu |
Bakterie z gleby dostały się do ran żołnierzy, gdzie mogły przetrwać tylko dzięki wyziębieniu ich organizmów (kwietniowe noce nie należą do najcieplejszych, ale mając w pamięci tegoroczny nasz kwiecień nie trzeba chyba tego mówić) i powodowały "świecenie" ran. Co ciekawe bakterie zadziałały jak swoisty antybiotyk, zabijając inne mikroorganizmy w ranach, co pomogło uniknąć zakażeń. Z legendy o leczniczym dotyku aniołów dwóch dociekliwych młodych badaczy wyciągnęło naukowe wytłumaczenie.
"Mędrca szkiełko i oko" silniej tu mówią do mnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz