czwartek, 27 marca 2014

Zapiski wojenne kapelana 14th Louisiana - cz. 2

9 sierpnia dwie armie starły się pod Cedar Run i Cedar Mountain. Bitwa potoczyła się wg klasycznej taktyki gen. Jacksona. Kiedy lewe skrzydło i centrum zaczęły ulegać nieprzyjacielowi w początkowej fazie bitwy, niewzruszony Stonewall przegrupował swoje siły, kontratakował na obydwu skrzydłach i zepchnął federalnych, którzy walczyli pod komendą gen. Banksa. Więcej o samej bitwie można przeczytać TU


9 sierpnia
Batalion Irlandzki starej brygady Jacksona i kilka regimentów atakowali na lewej flance, reszta naszych sił była ukryta w lesie jakieś 200 jardów z tyłu. Jankesi zgnietli nasze natarcie dzięki znacznej przewadze liczebnej. Brygada Irlandzka została wkrótce opuszczona przez towarzyszy, którzy nie byli w stanie wytrzymać straszliwego ognia atakującego wroga. Przez jakiś czas odważnie wytrzymywali nierówną walkę i musieli się wycofać, ponieważ ich szeregi zostały osłabione utratą wielu dzielnych żołnierzy.

Nieprzyjaciel pewny zwycięstwa nad naszym lewym skrzydłem, nacierał szybko, aż nasze kolumny znalazły się 50 jardów w lesie w którym była ukryta największa część starej dywizji Jacksona. Teraz nadeszła nasza kolej na atak. Kiedy oni atakowali krzycząc wściekle, zostali przywitani straszliwą salwą muszkietową, która ich zdziesiątkowała. Nasi chłopcy ze zwycięskim hura! na ustach, które rozeszło się wzdłuż naszych linii, rozpoczęli pościg za wycofującymi się nieprzyjaciółmi, zabijając wielką ich liczbę i biorąc około 700 jeńców. Wraz z zachodem słońca skończyły się zmagania piechoty podczas słynnej bitwy pod Cedar Mountain.


10 sierpnia
[Następnej nocy] zajmowałem się rannymi w naszym szpitalu dywizyjnym. Doktor White [najprawdopodobniej Archer C. White, wymieniony w Confederate Register jako intendent szpitala 29th Virginia Infantry. Może to być również A.J. White intendent szpitalny w Armii Północnej Wirginii] i ja zdecydowaliśmy się na wyprawę na pole bitwy, żeby sprawdzić czy któryś z naszych ludzi nie został jeszcze stamtąd zabrany. Wsiedliśmy na konie ok. 11 wieczorem i udaliśmy się na miejsce masakry.

Rozmawiałem z rannymi i mówiłem im, żeby wytrzymali do świtu, kiedy będziemy mogli ich zabrać i zająć się nimi. Znalazłem jednego, biednego człowieka, który leżał w pewniej odległości od swoich kompanów i zapytałem się z jakiego jest regimentu? "73 z Nowego Jorku" odpowiedział. "Jak się nazywasz?" "P. Sullivan." "Jesteś katolikiem?" "Tak, jestem." "Pat co cię tutaj sprowadziło?" "Och, nieszczęście!" brzmiała odpowiedź biednego kolegi. Miał nogę strzaskaną kulą muszkietową.

Około dwóch godzin wędrowaliśmy przez pole bitwy, które było teraz mokre od krwi ofiar fanatyzmu, tyranii i niesprawiedliwości.


11 sierpnia
Spędziłem popołudnie przy rannych więźniach, których zabraliśmy z pola bitwy. Pośród nich było dwóch kapitanów o ponadprzeciętnej osobowości. Jeden z nich bardzo pragnął dyskusji na temat wojny i jej prawdopodobnych konsekwencji. Ja oczywiście nie miałem żadnych obiekcji. Poświęciłem kapitanowi około godziny mojego czasu, wprowadzając go w świat idei całkowicie odmiennych od tych z którymi tu przybył. Kapitan twierdził, że nie jest wcale na usługach administracji Lincolna, a walczy jedynie w obronie konstytucji. Moja odpowiedź na jego tezę była następująca: "Mój bardzo dobry człowieku, każdej nocy zanim ułożysz się do snu, spróbuj przywołać w swej pamięci ile razy Abe Lincoln dopuścił się krzywoprzysięstwa łamiąc konstytucję, odkąd wstąpił na urząd. Później połóż swą dłoń na piersi i zapytaj siebie w obecności Boga, czy walcząc za swojego zakłamanego prezydenta, walczysz w obronie konstytucji swojego kraju." Pożegnałem mojego jankeskiego przyjaciela, jednak wkrótce przybył posłaniec z zapytaniem czy zaszczycę kapitana moją kartą wizytową. Oczywiście spełniłem tę prośbę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz