"Housewife" (gospodyni domowa) to nic innego jak podręczny przybornik do szycia.
Te używane w naszej epoce, to podłużne kawałki materiału, do których przyszyte są kieszonki. W ten sposób mamy mały, podręczny zasobnik na guziki, nici, igły, szpilki, naparstek, łaty itp.
Dla żołnierzy takie zestawy do szycia były niezwykle przydatne. Szczególnie w armiach Konfederacji braki w zaopatrzeniu były wręcz legendarne, dotyczyło to też mundurów. Trzeba więc było mieć pod ręką przybory do szycia, żeby zreperować podarte spodnie czy kurtkę mundurową.
Żołnierze otrzymywali często "housewives" od swoich matek, żon, sióstr, czy narzeczonych, kiedy wyruszali na wojnę. Przyborniki te były najczęściej wykonywane ręcznie z kawałków materiału, czasami delikatnej skóry. Taki podłużny płat był rolowany i zapinany na guzik lub związywany sznurkiem albo tasiemką. Kiedy żołnierz chciał przyszyć guzik czy łatę, niezbędne narzędzia miał przy sobie.
Oczywiście "housewife" to niezbędny element wyposażenie każdego szanującego się rekonstruktora Wojny Secesyjnej. Żeby wszystko odbyło się jak najbardziej epokowo, zachęcamy żeby przybornik dla żołnierza wykonała bliska jego sercu niewiasta. Prezentujemy przybornik jaki zrobiła jednemu z naszych żołnierzy jego żona:
Poniżej zdjęcia oryginalnych "housewives" z czasów Wojny Secesyjnej. Mamy nadzieję, że posłużą za wzór do pięknych przyborników dla naszych dzielnych żołnierzy :)
sobota, 31 maja 2014
czwartek, 29 maja 2014
Nowe pokolenie
Dorasta nowe pokolenie rekrutów 14th Louisiana i powiększa się grono wiernych fanów. Dzieci czasami nie podzielają zainteresowań swoich rodziców, ale akurat Benek nie może się doczekać, kiedy otrzyma szary mundur i będzie mógł stanąć w szeregu... Na razie nosi czapkę z oznaczeniami naszego pułkowego sztandaru :)
środa, 28 maja 2014
16-18 maja 2014, "Cold Harbor 1864", Bzince, Słowacja
Nasz oddział wziął udział w niedawnej imprezie rekonstruktorskiej na Słowacji, w Bzincach pod Javorinou. Poniżej przedstawiamy relację z tej imprezy autorstwa Petera. Zdjęcia własne i kolegów ze Słowacji.
„Pięciu wspaniałych”, z kraju Polan, będących przez trzy dni nie tylko duszą ale i ciałem żołnierzami z czasów amerykańskiej Wojny Secesyjnej, wybrało się w na trzy dni na Słowację w okolice przygranicznej miejscowości Bzince pod Jovorinou.
Celem było uczestnictwo w zaplanowanej imprezie rekonstrukcyjno-historycznej, pod hasłem „Bitwa o Cold Harbor1864”.
Bzince znajdują się obok Nowego Mesta Nad Vahom, a za pobliską górą, za sąsiada mają Czachtice, rodową siedzibę słynnej kobiety wampira Elżbiety Batory. Przystojni z natury rekonstruktorzy ACW muszą więc bardzo uważać w czasie nocnych wart, by nie dac się zjeść „pięknej władczyni”.
Największą atrakcją okolicy (poza piękną nieumarłą Dziedziczką) jest wzgórze ze sporym wypłaszczeniem, porośniętym trawą i poziomkami (jeszcze były zielone) a na zboczach gęstymi krzakami. Jest to idealne miejsce na plenerowe imprezy historyczne, z rewelacyjnym widokiem prawie dookoła.
Słowaccy gospodarze przywitali nas oraz grupy z Czech i Austrii, jak zwykle bardzo przyjaźnie. Tym razem dzięki Kapralowi przydzielono nam rewelacyjne miejsce, gdzie stanęły nasze trzy namioty. Czwarty zielonego jankesa Killerxcartoona, stanął w obozowisku Yankesów.
W sobotę wojskowa rutyna. Pobudka o 7, potem apel , kontrola stanu i wyznaczenie zadań na dzień. Po lekkim śniadaniu musztra aby się sadło nie odkładało i wymarsz do miasta.
W Bzincach niespodzianka. Władze przywitały nas na nowo zbudowanym placu, gdzie na zadaszonej „scenie” można było oglądnąć foto-wystawę z poprzednich czterech imprez.
Obecna okazała się rocznicową piątą.
Pokazaliśmy musztrę i oddaliśmy kilka salw co spowodowało, iż Yankesi złożyli broń!!! Musieliśmy ich namawiać, i obiecać , że nie będziemy nadmiernie brutalni ;)
Piękna słoneczna pogoda spowodowała, że powrót na górę był wyczerpujący. Dowództwo zadecydowało więc, że nakarmi nas przed bitwą. Był więc gulasz i napitek.
Pierwsza cześć bitwy po wielu manewrach okazała się zwycięska. Niestety później musieliśmy częścią (polsko-austryjacką) sił stoczy beznadziejną walkę z przeważającymi siłami niebieskich.
Wieczorem po dalszej musztrze, rozpoczęliśmy wreszcie rozmowy przy ogniskach i integrację z pozostałymi nacjami. Wszyscy byliśmy jak zwykle wściekli na oficerów i na braki w aprowizacji. Taki żołnierski los. Słowacy mają świetną logistykę. Nocny deszcz skończył się w niedzielę ok. 6:30, więc wstaliśmy regulaminowo, chociaż Kapral Szary Brat i tak nas „ochrzaniał”.
Snucie planów na przyszłość i podział obowiązków, zajął nam przedpołudnie. Potem to już tylko pakowanie i do „domu”. Wielkie dzięki dla kamratów: Gregoriusa, Sasa, Szarego Brata, oraz Killerxcartoona.
Peter
P.S. wielkie dzięki dla wielkiego Fiata Ducato!
„Pięciu wspaniałych”, z kraju Polan, będących przez trzy dni nie tylko duszą ale i ciałem żołnierzami z czasów amerykańskiej Wojny Secesyjnej, wybrało się w na trzy dni na Słowację w okolice przygranicznej miejscowości Bzince pod Jovorinou.
Celem było uczestnictwo w zaplanowanej imprezie rekonstrukcyjno-historycznej, pod hasłem „Bitwa o Cold Harbor1864”.
Bzince znajdują się obok Nowego Mesta Nad Vahom, a za pobliską górą, za sąsiada mają Czachtice, rodową siedzibę słynnej kobiety wampira Elżbiety Batory. Przystojni z natury rekonstruktorzy ACW muszą więc bardzo uważać w czasie nocnych wart, by nie dac się zjeść „pięknej władczyni”.
Największą atrakcją okolicy (poza piękną nieumarłą Dziedziczką) jest wzgórze ze sporym wypłaszczeniem, porośniętym trawą i poziomkami (jeszcze były zielone) a na zboczach gęstymi krzakami. Jest to idealne miejsce na plenerowe imprezy historyczne, z rewelacyjnym widokiem prawie dookoła.
Słowaccy gospodarze przywitali nas oraz grupy z Czech i Austrii, jak zwykle bardzo przyjaźnie. Tym razem dzięki Kapralowi przydzielono nam rewelacyjne miejsce, gdzie stanęły nasze trzy namioty. Czwarty zielonego jankesa Killerxcartoona, stanął w obozowisku Yankesów.
W sobotę wojskowa rutyna. Pobudka o 7, potem apel , kontrola stanu i wyznaczenie zadań na dzień. Po lekkim śniadaniu musztra aby się sadło nie odkładało i wymarsz do miasta.
W Bzincach niespodzianka. Władze przywitały nas na nowo zbudowanym placu, gdzie na zadaszonej „scenie” można było oglądnąć foto-wystawę z poprzednich czterech imprez.
Obecna okazała się rocznicową piątą.
Pokazaliśmy musztrę i oddaliśmy kilka salw co spowodowało, iż Yankesi złożyli broń!!! Musieliśmy ich namawiać, i obiecać , że nie będziemy nadmiernie brutalni ;)
Piękna słoneczna pogoda spowodowała, że powrót na górę był wyczerpujący. Dowództwo zadecydowało więc, że nakarmi nas przed bitwą. Był więc gulasz i napitek.
Pierwsza cześć bitwy po wielu manewrach okazała się zwycięska. Niestety później musieliśmy częścią (polsko-austryjacką) sił stoczy beznadziejną walkę z przeważającymi siłami niebieskich.
Wieczorem po dalszej musztrze, rozpoczęliśmy wreszcie rozmowy przy ogniskach i integrację z pozostałymi nacjami. Wszyscy byliśmy jak zwykle wściekli na oficerów i na braki w aprowizacji. Taki żołnierski los. Słowacy mają świetną logistykę. Nocny deszcz skończył się w niedzielę ok. 6:30, więc wstaliśmy regulaminowo, chociaż Kapral Szary Brat i tak nas „ochrzaniał”.
Snucie planów na przyszłość i podział obowiązków, zajął nam przedpołudnie. Potem to już tylko pakowanie i do „domu”. Wielkie dzięki dla kamratów: Gregoriusa, Sasa, Szarego Brata, oraz Killerxcartoona.
Peter
P.S. wielkie dzięki dla wielkiego Fiata Ducato!
poniedziałek, 19 maja 2014
Zapiski wojenne kapelana 14th Louisiana - cz. 6
Podczas tych wydarzeń o. Sheeran był blisko pola walki, pomagał w szpitalu i sam miał pewne przygody:
29 sierpnia
Kiedy przechodziłem wzdłuż naszych linii, spotkałem kilku z naszych ludzi, którzy nie zdążyli dotrzeć do pułku od czasu bitwy o Bristow. Poczułem się w obowiązku udzielić im nagany za takie maruderskie zachowania, tym bardziej że to nie był pierwszy raz kiedy niektórzy z nich byli nieobecni po walce. Jednak kiedy spojrzałem w dół i ujrzałem bose stopy u niektórych z tych biednych chłopaków, poczułem litość, nie chciałem już ich rugać.
Teraz [kilka godzin później] zaobserwowałem ogólne poruszenie wzdłuż naszych linii. Nasz major powiedział mi, że nie jest to miejsce dla mnie, żebym odszedł na tyły. Jednak na razie nie widziałem takiej potrzeby. Wkrótce zostały wydane rozkazy, żeby stawać w szeregach. Przejechałem przez pole bitwy przed naszyli liniami, by zobaczyć czy mogę rozpoznać któregoś z naszych poległych. Byłem teraz w niebezpiecznym miejscu: pomiędzy naszymi liniami a nieprzyjacielskimi, chociaż nie byłem tego świadom. Za chwilę nasi ludzie dostali zajęcie, kiedy pozycje Jankesów stały się widoczne na wzgórzu ok. 3/4 mili. Wkrótce zobaczyłem naszą dywizję ustawiającą się w linię bojową, a jeden z naszych batalionów zajął pozycję ok. 200 jardów po mojej prawej. Nie miałem ochoty na udział w nadciągającej bitwie, zamierzałem udać się do chłopców z baterii, by udzielić im kilku słów wsparcia, kiedy nagle wszystkie oczy zwróciły się na mnie, lub w kierunku z którego nadjeżdżałem. Mogło się wydawać, że Jankesi wzięli mnie za oficera, ponieważ przeznaczyli dla mnie pocisk artyleryjski, który przeleciał dokładnie nad moją głową i rozerwał się jakieś 100 jardów z przodu. Obróciłem się i ujrzałem, że mają baterię na przeciwległym wzgórzu, skąd natychmiast wysłali kolejny pocisk w moim kierunku. Pomyślałem, że zmiana miejsca będzie bardzo rozważną strategią i z prędkością której nie dorównywały nawet flankowe manewry Stonewalla pomknąłem na prawo i pokonałem przez lasy jakieś 200 jardów, w międzyczasie otrzymując serdeczne pozdrowienia od wielkodusznych Jankesów.
"Gdzie jest Longstreet?" to pytanie z niepokojem zadawali sobie Konfederaci "Stonewalla". kiedy Jankesi Pope'a przeprowadzili kolejny potężny atak tego dnia. Jednak dwa incydenty, których świadkiem był o. Sheeran świadczą o wysokim morale Południowców:
29 sierpnia
Taraz nastąpiło jedno z najśmieszniejszych zdarzeń w ciągu wojny. Jankesi umieścili naprzeciw 15 Louisiana Regiment górską haubicę, który bardzo irytował chłopców. Po odparciu ataku piechoty z Nowego Jorku, zaatakowali tę baterię, którą zdobyli biorąc również spory oddział Jankesów do niewoli. Chcieli zabezpieczyć swój łup, a konie z zaprzęgu były zabite, zaprzęgli więc Jankesów i zmusili ich do ciągnięcia artylerii na nasze pozycje. Widok ok. 50 Jankesów zaprzęgniętych do działa poganianych bagnetami przez żołnierzy z 15-ki, przemierzających pole bitwy w tempie "double quick" spowodował wybuch śmiechu w konfederackich szeregach...
1st Louisiana Regiment był już bez amunicji i właściwie na skraju wyczerpania, gdyż walczyli od kilku godzin przeciwko dziesięciokrotnym siłom. Pułkownik Nolan [Lieutenant-Colonel Michael Nolan, 1st (Nelligan's) Louisiana Infantry], który dowodził 1-ką miał nadzieję, że posiłki nadejdą w każdej chwili. Porzucenie jego pozycji, które były na brzegu linii kolejowej obróciły by losy zwycięstwa przeciwko nam. Dzielni chłopcy z 1-ki nie zastanawiali się długo co robić. Porzucili swoje wystrzelone karabiny, zaatakowali i odparli nieprzyjaciela rzucając kamieniami które leżały w obfitości przy drodze kolejowej. Inne regimenty, które również były bez amunicji, poszły za ich przykładem i wkrótce rozpoczęła się kamienna bitwa. Może się wydawać to dziwne, niemniej jednak prawdziwe, że nasi ludzie użyli tej nowej broni równie skutecznie co kul muszkietowych, gdyż po bitwie znaleziono na polu wielu Jankesów z rozbitymi czaszkami.
Krytyczny moment Drugiego Manassass został opisany przez o. Sheerana:
29 sierpnia - późne popołudnie
Jednakże ta nierówna walka nie mogła trwać zbyt długo. Nieprzyjaciel nacierał w coraz większej liczbie, a bez uzupełnień nasi zmęczeni ludzie musieli by się wycofać, co to by oznaczało dla nich zniszczenie...
Było jeszcze około godziny do zapadnięcia ciemności, cała nasza linia była w walce od 3 po południu, a starcia były tak zacięte, że powinniśmy otrzymywać posiłki co godzinę...
Jednak szczęśliwie w tym krytycznym momencie nadciągnęły posiłki, silna kolumna ze sztandarami, stanęła naprzeciw nieprzyjaciela. Cel, któremu próbował zapobiec Pope właśnie się zrealizował. Longstreet dotarł do równin Manassass. Dywizja gen Hooda, która tworzyła lewą flankę Longstreeta, przybyła Jacksonowi na pomoc.
Generał Lee wykonał manewr, który Moltke określał jako najwyższą próbę wojskowego geniuszu - połączenie ze sobą dwóch armii w ściśle określonym momencie na polu bitwy.
29 sierpnia - późne popołudnie i wieczór
Cała nasza rozciągnięta i wzmocniona linia rzuciła się na nieprzyjaciela z dzikim okrucieństwem. Krzyki naszych chłopców roznosiły się echem z każdej strony. Linie wroga się załamały lecz znów się sformowały. Nasi chłopcy pozdrowili ich salwą i uderzyli do ataku. Nieprzyjaciel walczył z coraz mniejszym zapałem. Około pół godziny po 8 wieczorem wycofywał się na całej linii opuszczając pole bitwy.
Po tej okrutnym starciu nieprzyjaciel przyznał się do straty ok. 8000 ludzi, jednak jeśli ktoś zrobił by inspekcję miejsca gdzie nastąpiła ta rzeź, tak jak ja to zrobiłem, musiałby uznać, że podana liczba była za mała. Straty po naszej stronie były stosunkowo niższe.
Generał Longstreet połączył swe siły ze Stonewallem, gen. Lee rozpoczął przygotowania do generalnego natarcia.
Ojciec Sheeran przedstawia jak zwykle mocno zawyżone straty wojsk federalnych w tej bitwie:
30 sierpnia
Około pół godziny przed zmrokiem usłyszeliśmy radosne nowiny, że Jankesi uciekają we wszystkich kierunkach, bitwa się kończy a my zwyciężyliśmy. Nieprzyjaciel się wycofywał, zostawiając ok. 8000 jeńców, około 20000-22000 zabitych i rannych, i ogromną liczbę dział i broni ręcznej, wozy i ambulanse.
Pamiętnik opisuje teraz pewne wydarzenia po bitwie pod Manassass:
29-30 sierpnia
Kiedy nasi ludzie cofnęli się na swoje stare pozycje z piątkowego wieczoru, Pope wyobrażał sobie że się wycofujemy i telegrafował do Waszyngtonu, że "pobił Jacksona i ma go w worku". Ta nowina zrobiła takie wrażenie wśród niektórych dygnitarzy tego "wspaniałego" miasta, że wybrali się do Manassa z zamiarem oglądnięcia Stonewalla i jego "obdartych Konfederatów". Było tych osób około ośmiu, z czego połowa to damy. Wycieczkowicze nieco się zdziwili, kiedy generał J.E.B. Stuart przekazał im swoje pozdrowienia i oznajmił, że są teraz jego więźniami. Damy zostały odesłane do domu, ale dżentelmeni uświetnili naszą tryumfalną paradę. Zostali zobowiązani aby dotrzymać towarzystwa murzyńskim więźniom podczas trzy lub czterodniowego marszu. Nigdy nie widziałem tak upokorzonych ludzi, jak ci waszyngtońscy notable. Prawdę mówiąc niewątpliwie podziwiali oni Murzynów, jednak żywili ogromną niechęć do ich towarzystwa. Podczas tej nocy i następnego poranka udało nam się przenieść wszystkich naszych rannych do szpitala, gdzie dobrze się nimi zaopiekowano.
31 sierpnia, niedziela
Nie będę pisał o moim zmęczeniu po minionej nocy i poprzednim dniu, ponieważ nic ono nie znaczy w obliczu tego czego dokonali nasi dzielni ludzie, którzy walczyli w bitwach za swój kraj. Chciałem odpocząć, jednak było to niemożliwe, gdyż wydano rozkazy aby przenieść tych rannych, którzy mogli znieść podróż, do Aldie i Middlebury. To zajęło całą niedzielę. Po południu odwiedziłem kilka innych szpitali i przygotowałem niektórych katolickich żołnierzy na śmierć. Nigdy ludzie nie osiągnęli więcej, nie wycierpieli więcej i nie uskarżali się mniej.
sobota, 17 maja 2014
Zapowiedź książki "Od Cedar Run do Sharpsburga 1862. Z dziejów walk w Wirginii i Marylandzie"
Z wielką radością informujemy, iż wydawnictwo InfortEditions zamieściło oficjalną zapowiedź książki pana Marcina Suchackiego pt. "Od Cedar Run do Sharpsburga 1862. Z dziejów walk w Wirginii i Marylandzie".
Notatka o książce ze strony wydawnictwa:
„Od Cedar Run do Sharpsburga 1862” stanowi zwieńczenie młodzieńczych zainteresowań Autora wielką wojną, która w II połowie XIX wieku wstrząsnęła Ameryką. Autor w książce tej snuje opowieść o kluczowych dla dziejów USA kilku tygodniach trwania szeroko zakrojonej kontrofensywy wojsk Stanów Skonfederowanych, mającej w zamyśle przywódców amerykańskiego Południa przechylić szalę zwycięstwa na stronę Gwiaździstego Krzyża.
Autor prowadzi Czytelnika poprzez kolejne pola bitewne – znaczone aktami bohaterstwa, jak też mordem i pożogą. Opowiada o strategicznych decyzjach wielkich tego świata, a także o losie tysięcy szeregowych żołnierzy, uwikłanych w okrutne tryby wojennej Historii. Tekst tchnie momentami bólem rannych i konających, nie szczędząc naturalistycznych opisów okropności, które niesie ze sobą wojna. Marcin Suchacki świadomie zrezygnował w książce tej z wszelkich barwnych ilustracji, w tym z bogatego zbioru zdjęć z wielkiej imprezy rekonstrukcyjnej, zorganizowanej w Sharpsburgu z okazji 150 rocznicy bitwy tam stoczonej. Wojna, pokazana na kartach jego książki, nie ma bowiem w sobie nic z kolorowej parady pięknych mundurów i równie barwnych kwiatów, sypanych u nóg żołnierzy. Pozostały tylko czarno-białe fotografie, uczynione ręką Aleksandra Gardnera, który wzorem swoich poprzedników z doby wojny austro-sardo-francuskiej roku 1859 zarejestrował marylandzkie pobojowisko, usłane ciałami poległych. Fotografiom tym towarzyszą równie czarno-białe wizerunki mniej lub bardziej znanych bohaterów tamtego wilczego w dziejach Ameryki okresu.
Notka o autorze:
Marcin Suchacki, urodzony w Kielcach w roku 1979.
Z wykształcenia historyk, z zamiłowania pisarz. Od przeszło 10 lat podąża śladami wielkich konfliktów zbrojnych, które w XIX wieku targały Europą i Ameryką Północną.
W roku 2013 nakładem naszego Wydawnictwa opublikował książkę „Od Custozzy do Loigny 1866–70. Z dziejów wojen o zjednoczenie Niemiec i Włoch”. Teraz oddaje Czytelnikowi do rąk tekst poświęcony wojnie secesyjnej, od dawna leżący w jego szufladzie.
W zaciszu swego świętokrzyskiego domu, jak też podczas podróży po terenach dawnej monarchii habsburskiej, pracuje nad książką kolejną, opowiadającą wojenne dzieje Austrii z lat 1859–1867.
STRONA WYDAWNICTWA INFORTeditions
Notatka o książce ze strony wydawnictwa:
„Od Cedar Run do Sharpsburga 1862” stanowi zwieńczenie młodzieńczych zainteresowań Autora wielką wojną, która w II połowie XIX wieku wstrząsnęła Ameryką. Autor w książce tej snuje opowieść o kluczowych dla dziejów USA kilku tygodniach trwania szeroko zakrojonej kontrofensywy wojsk Stanów Skonfederowanych, mającej w zamyśle przywódców amerykańskiego Południa przechylić szalę zwycięstwa na stronę Gwiaździstego Krzyża.
Autor prowadzi Czytelnika poprzez kolejne pola bitewne – znaczone aktami bohaterstwa, jak też mordem i pożogą. Opowiada o strategicznych decyzjach wielkich tego świata, a także o losie tysięcy szeregowych żołnierzy, uwikłanych w okrutne tryby wojennej Historii. Tekst tchnie momentami bólem rannych i konających, nie szczędząc naturalistycznych opisów okropności, które niesie ze sobą wojna. Marcin Suchacki świadomie zrezygnował w książce tej z wszelkich barwnych ilustracji, w tym z bogatego zbioru zdjęć z wielkiej imprezy rekonstrukcyjnej, zorganizowanej w Sharpsburgu z okazji 150 rocznicy bitwy tam stoczonej. Wojna, pokazana na kartach jego książki, nie ma bowiem w sobie nic z kolorowej parady pięknych mundurów i równie barwnych kwiatów, sypanych u nóg żołnierzy. Pozostały tylko czarno-białe fotografie, uczynione ręką Aleksandra Gardnera, który wzorem swoich poprzedników z doby wojny austro-sardo-francuskiej roku 1859 zarejestrował marylandzkie pobojowisko, usłane ciałami poległych. Fotografiom tym towarzyszą równie czarno-białe wizerunki mniej lub bardziej znanych bohaterów tamtego wilczego w dziejach Ameryki okresu.
Notka o autorze:
Marcin Suchacki, urodzony w Kielcach w roku 1979.
Z wykształcenia historyk, z zamiłowania pisarz. Od przeszło 10 lat podąża śladami wielkich konfliktów zbrojnych, które w XIX wieku targały Europą i Ameryką Północną.
W roku 2013 nakładem naszego Wydawnictwa opublikował książkę „Od Custozzy do Loigny 1866–70. Z dziejów wojen o zjednoczenie Niemiec i Włoch”. Teraz oddaje Czytelnikowi do rąk tekst poświęcony wojnie secesyjnej, od dawna leżący w jego szufladzie.
W zaciszu swego świętokrzyskiego domu, jak też podczas podróży po terenach dawnej monarchii habsburskiej, pracuje nad książką kolejną, opowiadającą wojenne dzieje Austrii z lat 1859–1867.
STRONA WYDAWNICTWA INFORTeditions
piątek, 16 maja 2014
Słowniczek: Obligacje bawełniane
Chyba każdy, kto choć pobieżnie interesuje się historią Wojny Secesyjnej, wie że Konfederacja borykała się z ogromnymi problemami w zakresie zasobów. Z zasobami finansowymi było podobnie. Jednym z pomysłów na pozyskanie środków finansowych była emisja obligacji, których zabezpieczeniem była bawełna.
James D. Bullock oficer konfederackiej marynarki i agent w Wielkiej Brytanii, oraz wuj późniejszego prezydenta USA Theodora Roosevelta, koordynował działania szybkich statków, tzw. "łamaczy blokad", które zaopatrywały Konfederację w niezbędne dobra z Europy (m.in. uzbrojenie).
Aby pokryć wydatki wojenne, rząd Konfederacji zaciągnął wielomilionowe pożyczki zabezpieczone w bawełnie (np. emisja obligacji na kwotę 15 mln dolarów przez francuski bank Erlanger et Co.)
Więcej o "bawełnianej polityce" w artykule pana Zbigniewa Kurzawy "Bawełna rządzi czyli o przyczynach Wojny Secesyjnej"
James D. Bullock oficer konfederackiej marynarki i agent w Wielkiej Brytanii, oraz wuj późniejszego prezydenta USA Theodora Roosevelta, koordynował działania szybkich statków, tzw. "łamaczy blokad", które zaopatrywały Konfederację w niezbędne dobra z Europy (m.in. uzbrojenie).
James D. Bullock
Jego misją w Europie był również zakup okrętów wojennych dla konfederackiego rządu. Największym problemem był brak bieżących środków na pokrycie kosztów budowy tych jednostek. Próby zakupów okrętów na kredyt również zakończyły się niepowodzeniem, w Anglii został wręcz wyśmiany, żądano od niego twardej gotówki. Próbował więc szczęścia we Francji, z podobnym skutkiem. 16 maja 1863 roku napisał do sekretarza marynarki wojennej Malloy'a: "Francuscy budowniczy, podobnie jak Anglicy, żądają gotówki i nie chcą rozpocząć budowy jeśli nie otrzymają zabezpieczeń w obligacjach bawełnianych".
Aby pokryć wydatki wojenne, rząd Konfederacji zaciągnął wielomilionowe pożyczki zabezpieczone w bawełnie (np. emisja obligacji na kwotę 15 mln dolarów przez francuski bank Erlanger et Co.)
Więcej o "bawełnianej polityce" w artykule pana Zbigniewa Kurzawy "Bawełna rządzi czyli o przyczynach Wojny Secesyjnej"
czwartek, 15 maja 2014
Pole Straconych Butów - 15 maja 1864
Atak kadetów z Virginia Military Institute przedstawiony przez Don Troianiego
15. maja 1864 r., a więc dokładnie 150 lat temu, operujący w Dolinie
Shenandoah na czele 6,5 tys. żołnierzy jankeski generał Sigel natyka się
na czterotysięczne oddziały Konfederatów dowodzone przez generała
Breckinridge'a. Po walce stoczonej na słynnym "Polu Straconych Butów" w
pobliżu New Market Sigel zostaje zmuszony do szybkiego odwrotu z Doliny.
"Kadeci pod New Market" autorstwa H. C. Edwards'a
Bezpośrednio w trakcie
walki zginęło pięciu kadetów, a spośród 52 rannych kolejnych pięciu
niebawem zmarło. Na pamiątkę tego wydarzenia kadeci VMI, jako jedyni we
współczesnych Stanach Zjednoczonych, mają prawo defilowania z nałożonymi
bagnetami.
Niedawno odbyła się premiera filmu pt. "Field of Lost Shoes" opowiadającego o losach owych kadetów.
Niedawno odbyła się premiera filmu pt. "Field of Lost Shoes" opowiadającego o losach owych kadetów.
Pole Straconych Butów dzisiaj
Bitwa o Fort Darling - 15 maja 1862
Bitwa o Fort Darling 15 maja 1862
W czwartek 15 maja 1862 roku flotylla pięciu unijnych okrętów wpłynęła w górę rzeki James, w kierunku Richmond - stolicy Konfederacji. Były to jednostki: USS Aroostook, USS Port Royal, USS Naugatuck, oraz pancerniki USS Monitor i USS Galena.
Artyleria Fortu Darling
Fort Darling miał silną pozycję obronną, położony na urwisku o wysokości ok. 70m. Obrońcy pod dowództwem E. Farranda posiadali ciężkie działa, a na rzece u stóp urwiska umieszczone były przeszkody w postaci zatopionych statków złączonych łańcuchami.
Przeszkoda wodna na rzece James w pobliżu Fortu Darling
Przeszkody na rzece spowolniły okręty, a flotylla dostała się pod ostrzał dział fortu.
Najbardziej ucierpiał pancernik USS Galena, który najaktywniej próbował działać przeciwko Konfederatom. Został on trafiony 28 razy. USS Monitor próbował przyjść z pomocą, jednak jego konstrukcja uniemożliwiała podniesienie dział na tyle wysoko, by dosięgnąć ogniem wysoko położonych fortyfikacji. Drewniane okręty próbowały współpracować z pancernikami, lecz nie mogły wiele pomóc.
Federalne okręty ostrzeliwujące Fort Darling 15 maja 1862
Atak pokazał, że zapory na rzece nie mogą zostać pokonane bez likwidacji fortu, natomiast fort nie może być zajęty bez współpracy armii lądowej.
Znakomite umiejscowienie fortu Darling oraz silny i skuteczny ostrzał artyleryjski zmusiły nieprzyjaciela do odwrotu.
Fort Darling dzisiaj - źródło: http://civilwarriors.net
Fort Darling nigdy nie został zdobyty przez wroga w walce. Pod koniec wojny, 2 kwietnia 1865 roku rozpoczęła się ewakuacja Petersburga i Richmond. Żołnierze i marynarze stanowiący załogę fortu dołączyli do ewakuacji.
Kiedy 4 kwietnia 1865 wojska unijne usunęły przeszkody rzeczne, a Abraham Lincoln podróżował w pobliżu fortu do Richmond, fortyfikacje były już opuszczone przez żołnierzy Konfederacji.
Fort Darling dzisiaj - źródło: http://civilwarriors.net
środa, 14 maja 2014
Kartka z kalendarza - 14 maja 1861
Dokładnie 153 lata temu, 14 maja 1861 roku William Tecumseh Sherman został powołany do służby wojskowej.
Sherman był absolwentem West Point, jednak ze względów finansowych w 1853 roku wystąpił z armii.
Przed wojną był dziekanem szkoły wojskowej w Pineville w Luizjanie (obecnie Louisiana State University). Praca w Luizjanie nie zmieniła jego negatywnego nastawienia do sprawy Południa.
14 maja 1861 Sherman został pułkownikiem 13th Regular Infantry w armii federalnej.
Sherman był absolwentem West Point, jednak ze względów finansowych w 1853 roku wystąpił z armii.
Przed wojną był dziekanem szkoły wojskowej w Pineville w Luizjanie (obecnie Louisiana State University). Praca w Luizjanie nie zmieniła jego negatywnego nastawienia do sprawy Południa.
14 maja 1861 Sherman został pułkownikiem 13th Regular Infantry w armii federalnej.
piątek, 2 maja 2014
Chancellorsville 2.05.1863
Dziś maszerowaliśmy wraz z Stonewallem na flankę jankeskiej Armii Potomaku.
2 maja 1863 roku kolejny dzień walk pod Chancellorsville.
O 17:30 Jackson poprowadził do ataku swój korpus na niczego niespodziewających się żołnierzy korpusu gen. Howarda. Natarcie konfederatów zmiotło odziały unionistów.
czwartek, 1 maja 2014
Zapiski wojenne kapelana 14th Louisiana - cz. 5
Kiedy Luizjańczycy zajęci byli służbą kolejową pod Bristoe Station, inna brygada nacierała pod Manassas Junction i po krótkim lecz zaciętym starciu zdobyła cenne składy wojskowe Unii. Brygada z Luizjany mocno atakowana pod Bristoe wycofała się do Manassas, gdzie Jackson koncentrował swoją małą armię. Podczas tego przemarszu, o. Sheeran odwiedził generała Ewella. Po tych odwiedzinach napisał:
"swobodnie z nim rozmawiałem i obdarzył gorącymi pochwałami moich ludzi".
"swobodnie z nim rozmawiałem i obdarzył gorącymi pochwałami moich ludzi".
27 sierpnia
Nie zajęło mi wiele czasu, żeby odkryć powód wizyty Jacksona w Manassa. Magazyny były nabite towarami wszelkiego rodzaju; na torach stał pociąg o długości prawie mili załadowany ekwipunkiem i prowiantem dla armii Pope'a.
Nie jestem w stanie opisać scen których byłem świadkiem i które domagają się opisania. Wyobraź sobie około 6000 żołnierzy, głodnych i prawie nagich, dopuszczonych do dóbr wartych z milion dolarów: sucharów, sera, szynki, bekonu, konserw, kawy, cukru, brandy, wina, whiskey, ostryg, płaszczy, spodni, koszul, kapeluszy, butów, skarpet, koców, namiotów, itd. Zobaczysz tłum odziany w konfederackie szarości wchodzący do wagonów, a za kilka chwil wychodzący w jankeskich mundurach, niektórzy ubrani w kawaleryjskie, niektórzy w piechotne, niektórzy w artyleryjskie, a inni ubrani we wspaniałe mundury federalnych oficerów.
W innym miejscu ujrzysz kawalerzystów pomagających sobie nawzajem przy nowych siodłach, kiełznach, ostrogach i innym niezbędnym sprzęcie. Zaraz zobaczysz naszych woźniców przy nowych uprzężach wszelkiego typu, zgrzebłach, wiadrach itd. Gdzie indziej zobaczysz ich roznoszących manierki.
Tu ujrzysz chirurgów ładujących swoje wozy lekarstwami wszelkiego typu, jak również narzędziami chirurgicznymi, winem i brandy najlepszej jakości. Tutaj znów nasi woźnice ładują swoje zaprzęgi sucharami, bekonem, solą, cukrem, kawą itp. Nadto zobaczysz murzyńskich służących noszących worki z owsem dla koni i wracających by zrabować coś dla siebie.
Często czytałem o plądrowaniu miast przez zwycięskie armie, ale nigdy nie słyszałem o pociągu, który został by złupiony. Oglądałem tę scenę przez prawie dwie godziny z rosnącym niepokojem. Widziałem całą armię przekształcającą się w coś co wydawało mi się nieposkromionym tłumem, pijanym alkoholem i niezwykłym podnieceniem. Przejeżdżałem wielokrotnie przez wezbrany tłum, oglądając go czasem z uśmiechem, to znów ze smutkiem. Kiedy zaczęła się zbliżać noc zacząłem się martwić bliską odległością nieprzyjaciela czterokrotnie od nas silniejszego, oraz dezorganizacją naszych ludzi. Podczas gdy rozgrywały się sceny które opisywałem, jedna brygada powstrzymywała nieprzyjaciela około 1,5 mili od Manassas. Pomiędzy godziną 6 i 7 zostały wydane rozkazy, żeby wojsko stanęło w szyku i ku mojemu zdumieniu, żołnierze usłuchali niezwykle skwapliwie.
Wkrótce niezorganizowany tłum stał się na powrót groźną armią, każda brygada znalazła się na swoim miejscu w odpowiedniej dywizji i teraz wyglądali tak pięknie i potężnie, jak jeszcze przed chwilą boleśnie i zniechęcająco.
Strategią Jacksona było związanie sił Pope'a do czasu aż nadciągnie gen. Lee z głównymi siłami i zada decydujący cios. Do tego czasu generał Jackson musiał chronić własne siły przed unicestwieniem ze strony unijnych sił Pope'a, który przewyższał czterokrotnie Konfederatów. Jednocześnie siły "Stonewalla" nieustannie nękały jankesów, ale bez pomocy takie działania nie mogły potrwać długo.
W nocy z 27 na 28 sierpnia Jackson wycofał się 6 mil w kierunku północno-zachodnim z Manassas Junction na Groveton, a jego lewe skrzydło opierało się o potok Bull Run. Wabił w ten sposób Pope'a w miejsce gdzie zaatakować miały posiłki pod wodzą gen. Longstreeta. Jednak gen. Longstreet jeszcze nie nadszedł. Zajęcie Groveton dało Jacksonowi możliwość szybkiego wycofania się w kierunku Thoroughfare Gap.
Ojciec Sheeran tak opisywał tę sytuację:
28 sierpnia
Tak naprawdę byliśmy w rozpaczliwej sytuacji. Pope miał teraz armię ok. 80.000 żołnierzy [jest to przesadzona liczba, 70 tys. jest bliższe prawdy] znajdowała się ona pomiędzy nami a naszymi zasobami [m.in. magazynami zajętymi przez gen. Lee]. Duże federalne posiłki maszerowały przeciwko nam od strony Waszyngtonu i Alexandrii. A zatem byliśmy pomiędzy dwiema potężnymi armiami. Jednak nasi ludzie wierzyli, że Jackson zna swoją robotę i nie martwili się zbytnio.
Generał Longstreet 28 sierpnia znajdował się za Thoroughfare Gap, jednak był oddalony o 12 mil, a główne siły gen. Lee były mocno rozciągnięte za nim.
Kapelan, który podążał razem ze swoją brygadą w kierunku Groveton miał złe przeczucia:
Armia wyglądała na zdemoralizowaną. Kiedy złożono broń w kozły, niektórzy żołnierze zostali wysłani do fortyfikacji (pozostawionych przez nas w zeszłym roku) aby rozejrzeć się po najbliższej okolicy. Część z nich rozproszyła się w poszukiwaniu starych znajomych, a większa ich część dając upust żądaniom natury, poszukała płotów, cienistych drzew itp. by dać wypocząć zmęczonym ciałom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)