wtorek, 29 lipca 2014

Giżyn 2014 - pierwsze wrażenia

Giżyn, niewielka miejscowość w powiecie myśliborskim w zachodniej części Pomorza … na pewno? Przynajmniej raz w roku staje się ona najbardziej południową na amerykańskim Południu, wsią, a to za sprawą ściągających tu z całej Europy zastępów wojaków obu stron konfliktu Wojny Secesyjnej. Mieszkańcem Giżyna był bohater Południa płk. Heros von Borcke ze sztabu kawalerii generała J.E.B. Stuarta, do końca jego życia nad pałacem rodowym powiewała flaga Konfederacji, do dziś spoczywa on w rodzinnym grobowcu w parku giżyńskim nieopodal stadionu sportowego.


Dla mnie 250 – kilometrowa podróż na „Południe" zakończyła się w Giżynie, ale … drugim, oddalonym od właściwego o ponad 30 kilometrów ;) Na szczęście nie powód to do wstydu, podobno zdarza się to często przyjezdnym :) Stąd kiedy wreszcie mój dyliżans zajechał przed remizę OSP, aktualnie ozdobioną dumnie powiewającą battleflag z krzyżem południa, trafiłem w sam środek potyczki pomiędzy Szarymi, a Niebieskimi. Całemu zdarzeniu bacznie przyglądali się mieszkańcy i całkiem poważnie rozważali udanie się do domów po różne …. „sprzęty” bo „przecież Nasi nie mogą przegrać”. Tak, tak drodzy czytelnicy „nasi” to było o żołnierzach Konfederacji, jak nie poczuć się tu natychmiast jak w domu?!


Siłą rzeczy nie zdążyłem przyłożyć się do „nasi nie mogą przegrać”, ale okazało się, że to rozgrzewka i oba oddziały w znakomitej komitywie odmaszerowały na miejsce postoju – pole gościnnego Sołtysa i Komendanta Straży Pożarnej, w jednej niezwykle sympatycznej osobie – czyli Pana Jana.

Wieczór upłynął na oczywistych w tej sytuacji rozmowach o starych karabinach, nadobnych białogłowach i tym podobnych, frapujących żołnierzy, tematach. Jako, że towarzystwo było międzynarodowe, język czeski, szwedzki, mieszał się z niemieckim, polskim, oczywiście, wszyscy mniej lub bardziej udatnie „władali” językiem naszych protoplastów. Wszyscy musieli się poznać, przywitać, odnowić znajomości, huk roboty, gdzie tu czas na sen?

Sobotni poranek zaczął się skoro świt … no dobrze przesadzam ;) , ale wcześnie bo program napięty był.
0 10.00 rekonstruktorzy i nasi Gospodarze udali się pod mauzoleum by oddać hołd bohaterowi. Oddziały prezentowały broń, przemówił przedstawiciel Stowarzyszenia Synów konfederacji z USA, obecny był także sam Heros von Borcke … dżentelmen z Virginii, który od lat odtwarza tę niezwykle barwną sylwetkę. Wieniec od konfederatów, sygnał na trąbce dzielnego trębacza – nowojorskiego ochotnika i oczywiście salwa honorowa.


Pierwsze starcia odbyły się w okolicznym lesie, adrenalina pulsowała w żyłach, spalony proch niczym najlepsze perfumy wypełniał nasze nozdrza, dowódcy mieli oczy dookoła głów by w porę wypatrzeć wroga. Jednym słowem duzi chłopcy spędzają przedpołudnie :)


Preludium przed walną bitwą wprawiło wszystkich w doskonałe nastroje poparte zawartością kuchni polowej z posiłkiem od naszej wspaniałej ludności miejscowej. Wbrew popularnemu powiedzeniu po jedzeniu nikt nie zapadł w sen tylko trwało ostatnie sprawdzenie oporządzenia, przeliczanie ładunków, a podoficerowie wychodzili ze skóry by umilić wojsku ostatnie chwile przed bitwą.


Aura tej soboty jak w całym kraju solidnie się postarała, słońce stało w zenicie, przypiekało zgodnie z prawidłami sztuki, toteż woda w manierkach szybko znikała. Doskonała pomocą służyli młodzi chłopcy, którzy z ogromnym zaangażowaniem pomagali w pracach obozowych, kwatermistrzowskich, logistyce. Jak już napisałem, jak nie kochać Giżynian za ich zaangażowanie.


O 16.00 po … nie, nie po ogniu artylerii, ale ciekawym wstępie słownym sierżanta Claytona, odziały zajęły pozycję na palcu boju, przygotowanym od strony bhp przez załogi straży ogniowej. Tyralierzy podnieśli wrogom ciśnienie tak by przypadkiem nie postanowili pójść na zimne piwo, miast stawać dzielnie i bitwa potoczyła się swoim rytmem.


Salwy z obu stron, ścielący się polegli, nadawali rytm inscenizacji bitwy pod Glendale z roku 1862. Czułem w szeregu obecność towarzyszy, których tak samo parzyła lufa rozgrzewającego się z każdym strzałem muszkietu, tak samo przeżywaliśmy dramatyzm. Rannych bardzo wspierał płk. Von Borcke, odprowadzając na punkt opatrunkowy lub dopingujący do powrotu do szeregu. Widać było, że dla Amerykanina to coś więcej niż tylko rekonstrukcja. Nie chcę przez to powiedzieć, że my polscy rekonstruktorzy traktujemy to wyłącznie w kategorii zabawy, ale z racji odległości w czasie i przestrzeni emocje z pewnością, są nieco innego rodzaju. Bitwa zgodnie z historią pozostała nierozstrzygnięta, chociaż ostatecznie oceniona została na korzyść Północy.


Ja byłem w Giżynie po raz pierwszy, ale prawdę mówili weterani, że atmosfera miejsca, ludzie są niepowtarzalne. W imprezie wzięło znacznie więcej osób niż przed rokiem, liczebność niebieskich zastępów imponowała, po stronie Południa wystąpiły dwie grupy polskie, dwie czeskie i koledzy ze Szwecji. Żuaw z Niemiec przyznał, że to najlepsza impreza w jakiej brał udział w tym roku, więc jest nadzieja, że dobra fama przyciągnie w roku następnym jeszcze więcej ludzi.


Apetyty Giżynian w tym względzie są w każdym razie duże. Gotowi są na jeszcze większy wysiłek by okazać tradycyjną polską - południową gościnność :)

Wcale nie było łatwo powrócić w wiek XXI :( Składam w tym miejscu wszystkim uczestnikom najszczersze podziękowania.

Prv. Toublanc „Ricardo” Michelet 14 LA Volunteers


niedziela, 20 lipca 2014

Gdy piosenka szła na wojnę. Jine the Cavalry


"Zaciągnij się do konnicy" (Join the Cavalry, w dialekcie Dixie - Jine the Cavalry) to popularna piosenka żołnierska z czasów wojny przeciw agresji Północy. Kolejne zwrotki nawiązują do wyczynów kawalerii gen. Jamesa E.B. Stuarta, "oczu i uszu" Armii Północnej Virginii (m. in rajd wokół jankeskiej Armii Potomaku, zagon do Charmersburga w Pensylwanii), a refren apeluje do słuchaczy, by dołączyli do szeregów konfederackiej jazdy.
"Jine the Cavalry!" należała do ulubionych pieśni gen. Stuarta i stała się nieoficjalnym hymnem jego korpusu konnego. Jeden z kawalerzystów nazwiskiem Sam Sweeney, grał znakomicie na banjo i często koncertował podczas biesiad Stuarta i jego oficerów, przyczyniając się do rozpowszechnienia "Jine the Cavalry".


Generał J.E.B. Stuart był znany jako niezwykle muzykalny człowiek, który podśpiewywał nawet podczas bitew. Swojego konia nazwał "My Maryland", jak jedna ze znanych pieśni, opisana już na naszym blogu TUTAJ


JINE THE CAVALRY! We're the boys who went around McClellan, Went around McClellan, went around McClellan! We're the boys who went around McClellan, Bully boys, hey! Bully boys, ho! CHORUS: If you want to have a good time, jine the cavalry! Jine the cavalry! Jine the cavalry! If you want to catch the Devil, if you want to have fun, If you want to swell Hell, jine the cavalry! We're the boys who crossed the Potomac, who Crossed the Potomac, who crossed the Potomac! We're the boys who crossed the Potomac, Bully boys, hey! Bully boys, ho! CHORUS: If you want... Then we went into Pennsylvania, Into Pennsylvania, into Pennsylvania! Then we went into Pennsylvania, Bully boys, hey! Bully boys, ho! CHORUS: If you want... The big fat Dutch gals hand around the breadium, Hand around the breadium, hand around the breadium! The big fat Dutch gals hand around the breadium, Bully boys, hey! Bully boys, ho! CHORUS: If you want... Ol' Joe Hooker, won't you come out of The Wilderness? Come out of The Wilderness, come out of The Wilderness? Ol' Joe Hooker, won't you come out of The Wilderness? Bully boys, hey! Bully boys, ho! CHORUS: If you want...

sobota, 19 lipca 2014

Żołnierskie anegdoty


Chyba nie odkryjemy Ameryki, kiedy napiszemy że 150 lat temu ludzi śmieszyły nieco inne sytuacje niż dzisiaj. Czytając ówczesne żarty, dowcipy i anegdoty, można się o tym dobitnie przekonać. Z drugiej strony tak strasznie źle nie było, ludzie zawsze byli dowcipni, a żart żołnierski dotykał podobnych kwestii co dzisiaj, poczucie humoru było często jedynym lekarstwem na niedogodności i trudy życia na froncie.
Poniżej przedstawiamy kilka anegdot z naszej epoki.


Żołnierz z 25 Pułku z Maine drapał się obiema rękami. Oficer, który przechodził obok, zapytał:
- O co chodzi dobry człowieku, czyżby pchły?
- Pchły!? - odparł żołnierz tonem pełnym oburzenia - Myśli pan, że jestem psem? To są wszy!

***

Żołnierz popełnił błąd podchodząc zbyt blisko zadu muła. Otrzymał potężne kopnięcie. Koledzy złapali go podczas lotu, nieprzytomnego ułożyli na noszach i nieśli do szpitala. W drodze żołnierz odzyskał przytomność. Zobaczył chmury nad głową i poczuł rozkołysany ruch noszy. Powoli opuścił dłonie po bokach i nie poczuł niczego oprócz powietrza.
- Mój Boże - jęknął - Jeszcze nawet nie uderzyłem o ziemię!


Podczas bitwy pod Rappahannock, generał Early zobaczył kapelana uciekającego z pola bitwy. Powiedział wtedy do duchownego:
- Przez dwadzieścia lat chcieliście się dostać do nieba, a teraz kiedy jest taka okazja, to uciekacie!

***

Książka do nauki matematyki wydana na Południu podczas wojny, zawierała następujące zadanie: "Jeśli jeden konfederacki żołnierz potrafi pokonać 7 Jankesów, to ilu Konfederatów może pokonać 49 Jankesów?"


Pies próbował ukraść jedzenie żołnierzom przy ognisku. Jeden z nich powiedział:
- Zobacz Jim! Ten pies zabiera twój posiłek!
- Nie ważne - odpowiedział Jim - Stawiam 5 dolarów, że i tak nie da rady tego zjeść.

***

Pewien żołnierz z Connecticut twierdził, że w jego kompanii jedzono tak dużo mięsa muła, że u każdego żołnierza uszy urosły o 3 1/2 cala.


piątek, 18 lipca 2014

Gdy piosenka szła na wojnę. Here's Your Mule


Jednym z najbardziej barwnych żołnierzy, którzy jednocześnie inspirowali kompozytorów piosenek z czasów Wojny Secesyjnej, był John Hunt Morgan. Jego brawurowe rajdy na czele oddziałów konfederackiej kawalerii siały strach wśród mieszkańców Kentucky, Ohio i Indiany.

Rozczarowany uzgodnieniami stanu Kentucky z Unią, Mogran wraz z ok. 200 ludźmi ukradł unijne karabiny i konie, i przystąpił do Konfederacji. Zaciągnął się jako zwiadowca, a osiągnął w końcu stopień generała brygady. Jego żołnierze, których liczba wahała się od 860 do 5000, nauczyli się żyć z kraju, przez który przechodzili. To oznaczało, że każdy kurczak, wół, prosiak czy kolba kukurydzy, mogły stać się prowiantem dla konfederackiej zgrai. To podczas tych grabieżczych ekspedycji narodził się często powtarzany zwrot "Here's Your Mule" (tu jest twój muł).


Po pewnym czasie zwrot "Here's Your Mule", stał się łobuzersko-żartobliwym powiedzonkiem używanym namiętnie przez żołnierzy piechoty w stosunku do kolegów z kawalerii.

Morgan, bardzo popularny i lubiany na Południu, określany był jako "Our Morgan", "Thunderbolt of the Confederacy". Natomiast na Północy nazywano go "The Great Freebooter" (wielki korsarz) czy " The King of Horse Thieves" (król złodziei koni). Jednym z jego bardziej znanych wybryków było zajęcie unijnych stacji telegraficznych, z których wysyłał mylne depesze wprowadzając zamęt po stronie federalnej.


W lecie 1862 Morgan zignorował wyraźne rozkazy i z grupą 2600 żołnierzy przekroczył rzekę Ohio, i wtargnął na teren stanów Ohio i Indiana. Chociaż przeciwko niemu skierowano znaczne siły, Morgan umiejętnymi manewrami sprawiał wrażenie, że wkroczył na czele wielkiej armii, wzbudzając popłoch wśród mieszkańców.
W końcu dostał się do niewoli, 26 lipca 1863, w pobliżu granicy z Pensylwanią. Było to najbardziej na północ wysunięte miejsce, gdzie dotarły oddziały konfederackie podczas wojny.


Jednak nie posiedział długo w więzieniu. Dnia 27 listopada 1863 uciekł z więzienia  w Columbus, Ohio, dzięki podkopowi w swojej celi.


Legenda mówi, że właśnie ta swawolna ucieczka była inspiracją dla napisania piosenki "Here's Your Mule". W rzeczywistości pierwsza wersja utworu została opublikowana w Nashville w 1861 roku przez C.D. Bensona pod tytułem "Here's Your Mule Gallop", kompozytorem był Charles Stein.
Następnego roku u tego samego wydawcy ukazała się pieśń ""Here's Your Mule" z dopiskiem "Comic Camp Song and Chorus". W 1862 ukazała się też kompozycja pt. "Here's Your Mule Schottish" napisana przez E. Heinemanna z Nowego Orleanu, a wydana przez P.P. Werlein & Haisey.


Inne pieśni o gen. Morganie to "How Are You, John Morgan", "Three Cheers for Our Jack Morgan" i "John Morgan's Escape".

Piosenka "Here's Your Mule" w wykonaniu 97th Regimental String Band:


A Farmer came to camp one day,
With milk and eggs to sell,
Upon a mule who oft would stray,
To where no one could tell.
The Farmer, tired of his tramp,
For hours was made the fool,
By everyone he met in camp,
With "Mister, here's your mule."

Come on, come on,
Come on, old man,
And don't be made a fool,
By everyone you meet in camp,
With "Mister, here's your mule."

His eggs and chickens all were gone
Before the break of day,
The "Mule" was heard of all along,
That's what the soldiers say.
And still he hunted all day long,
Alas! the witless fool,
Whil'st every man would sing the song
Of "Mister, here's your mule."

The soldiers ran in laughing mood,
On mischief were intent;
They lifted "Muley" on their back,
Around from tent to tent.
Thro' this hole, and that, they push'd
His head, - And made a rule,
To shout with humerous voices all,
I say" "Mister, here's your mule!"

Alas! one day the mule was miss'd,
Ah! who could tell his fate?
The Farmer like a man bereft,
Search'd early and search'd late,
And as he pass'd from camp to camp
With stricken face -- the fool
Cried out to everyone he met,
Oh! "Mister, where's my Mule."

środa, 16 lipca 2014

Słowniczek - slang żołnierski


 Kilka dni temu zaprezentowaliśmy WPIS z pogardliwymi określeniami żołnierzy. Dziś kontynuujemy ten cykl, rozszerzając go o inne slangowe określenia używane przez wojaków w czasie Wojny Secesyjnej:

Arkansas toothpick - długi sztylet do walki wręcz
Blackberry picker - maruder
Coffe boiler - maruder
Bumblebee (trzmiel) - kula karabinowa
Corn-fed-racy - pogardliwe określenie Konfederacji
Dead cart - ambulans
Death bells - suchary
Sinker - suchar
White-oak chip - suchar - TUTAJ nieco więcej o sucharach i ich slangowych określeniach
Fresh fish - świeży rekrut
Hayfoot - świeży rekrut
Hellhound - kanonierka
Horizontal refreshment - seks
Housewife - zestaw do szycia - TUTAJ wpis o przybornikach do szycia
Lincoln coffe - prawdziwa kawa
Old gridiron (stary ruszt) - pogardliwe określenie flagi Unii
Pickled mule - solone mięso
Rebel rag - pogardliwe określenie konfederackiej flagi
Robbers row - namioty sutlerów
Salt Horse - solona wołowina
Skirmish - iskanie wszy
Spiffed - pijany
Tennessee trots - biegunka
Virginia Quickstep - biegunka
Toad sticker - szabla/szpada
Yellowbacker - dezerter


wtorek, 15 lipca 2014

Zapiski wojenne kapelana 14th Louisiana - cz. 7

1 września 1862

Tego ranka wstałem pokrzepiony i nie byłem pewien w jakim kierunku uda się armia, zdecydowałem się na odwiedzenie pola bitwy, żeby zobaczyć czy wszyscy nasi ludzie zostali zabrani, lub jakiś pechowy wróg potrzebuje moich usług. Och, obym nigdy więcej nie był świadkiem takich scen jakie widziałem tego dnia! Przeszedłem tylko przez część pola bitwy przed pozycjami korpusu Jacksona, lecz widok był rozdzierający. Nasz korpus pionierów przez cały niedzielny ranek grzebał naszych poległych w liczbie 500, a po południu również nieprzyjaciół. Jednak tego [poniedziałkowego] poranka Jankesi, polegli przed linią kolejową zajmowaną przez oddziały z Luizjany, leżeli złożeni w pryzmy. Ci leżący przy torach przypominali jeszcze istoty ludzkie, gdyż zabici zostali kamieniami i kulami blisko naszych pozycji. Zaś ci porozrzucani w lesie i na polach byli w strasznym stanie. Część z wypływającymi mózgami, inni z odstrzelonymi twarzami, jeszcze inni z wnętrznościami na wierzchu, roztrzaskanymi kończynami. Myślę, że nie będzie przesadą stwierdzenie, że przed liniami Jacksona leżało prawie 5000 martwych Jankesów. Zważywszy że niektórzy leżeli 4 dni bez pochówku, inni trzy, a pozostali dwa, można wyobrazić sobie jak odrażający był to widok. Byli prawie tak czarni jak Murzyni, rozdęci, nie do rozpoznania z powodu rozkładu. I było prawie niemożliwe aby ich pochować. Nasi ludzie przenieśli większość rannych do cienia pod drzewa i do okolicznych domów.

Odwiedziłem kilku tych nieszczęśników, byli w opłakanym stanie. Wielu z nich było bez jedzenia od trzech lub czterech dni, nie było nawet nikogo kto dał by im coś do picia. Udzieliłem im pomocy i wsparcia na ile mogłem. Poznałem kilku katolików, którzy byli ciężko ranni i przygotowałem ich na spotkanie z Bogiem.

Podczas mojego powrotu od rannych spotkałem głównego chirurga armii Pope'a z białą flagą, poszukującego swoich rannych. Zwrócił się do mnie autorytarnym tonem. "Sir, gdzie znajdę naszych rannych?" "Jakich rannych ma pan na myśli?" "Naszych rannych." "Chodzi panu o rannych jeńców?" Nie chciał przyjąć do wiadomości, że oni byli jeńcami. Jednak nie udzieliłem jemu żadnych informacji, dopóki tego nie uznał. Pokazałem mu wtedy teren w promieniu ok. 4 mil i powiedziałem, że obojętnie w którym kierunku się uda, tam spotka swoich ludzi. Następnie on bardzo grzecznie poprosił mnie bym mu towarzyszył, lecz ja równie grzecznie odmówiłem, mówiąc że moje obowiązki wzywają mnie gdzie indziej. Przed pożegnaniem powiedziałem, iż miłosiernym, sprawiedliwym i humanitarnym czynem będzie skierowanie kilku ludzi do grzebania poległych, co też obiecał uczynić.

Skierowałem się w stronę naszych taborów z nadzieją pozyskania informacji o pobycie naszej brygady. W pobliżu naszych wozów, w wąwozie na północny wschód od brodu Sudley'a, było ok. 700 Murzynów w różnym wieku i obojga płci, oprócz tego 300 oficerów Pope'a, i dżentelmeni z Waszyngtonu, którzy nie zostali wypuszczeni na parol, a którzy wspaniałomyślnie przyjechali zobaczyć jeńców Pope'a - wziętych do niewoli Jacksona i rebeliantów; lub jak sami o sobie mówili "by zaopiekować się rannymi". Cóż za wspaniałomyślne istoty! Swobodnie rozmawiałem z oficerami i "dżentelmenami". Skarżyli się na swoją sytuację, na skąpe zaopatrzenie w żywność, na konieczność przebywania z Murzynami. Powiedziałem im, że to iż są jeńcami zawdzięczają swoim własnym, dobrowolnym decyzjom; chęci zaangażowania się w tę sprawę. Natomiast to, że nie zostali wypuszczeni na parol jest skutkiem ich służby dla dowódcy, który lekceważy wszelkie prawa cywilizowanych działań wojennych i zatracił jakiekolwiek poczucie humanitaryzmu. Żądanie zaopatrzenia jest również bezpodstawne, gdyż ich rząd czyni co może, by ludność Południa była głodna, blokując nasze porty, pustosząc kraj, plądrując mienie obywateli, paląc nasze miasta, zostawiając tysiące naszych ludzi bez dachu nad głową i głodnych; a jeśli oni [dżentelmeni z Waszyngtonu] teraz cierpią, to jest to wyłącznie ich wina. A co do ich czarnych kompanów to pomyślałem że powinni być nimi zachwyceni. Dlaczego skarżą się na ich towarzystwo, skoro przez miłość do nich pustoszą Południe i próbują zgładzić mieszkańców?

Jeden z jankeskich oficerów, nowojorczyk, bynajmniej nie zadowolony z mojej sympatii, dał upust swym uczuciom i patriotyzmowi tymi słowami: "Przybyłem walczyć za Unię i stłumić rebelię, i będę walczył do śmierci za flagę mego kraju!" Powiedziałem jemu jasno, że taka przemowa nie ma dla mnie sensu; nie ma żadnej "Unii" za którą można walczyć, ani żadnej rebelii którą można stłumić; dla ludzi z Południa jest tylko obrona ich krajowych i konstytucyjnych praw. A biorąc pod uwagę chęć walki do śmierci za flagę kraju, to jego obecna sytuacja jeńca wskazuje, że nie miał na myśli dokładnie tego co powiedział.
Kilku waszyngtońskich panów zażądało ode mnie interwencji w sprawie ich uwolnienia, twierdząc że przybyli wypełniać uczynki miłosierdzia. Odpowiedziałem, że nie mogę ingerować w takie sprawy, upominając ich aby znosili cierpliwie swoją niewolę, jako że da to pewne wyobrażenie o nieszczęściach wojny, jakie z ich przyczyny spadły na niewinnych ludzi.

czwartek, 10 lipca 2014

Słowniczek- trochę bluzgów.


Truizmem było by powiedzieć że język żołnierzy nie należny do delikatnych i wysublimowanych. Nawet duszyczki bogobojne i pokornego serca, czasem użyć musiały ciężkiego słowa. Lub określenia na tych współtowarzyszy broni, którym daleko było od koleżeństwa, honoru czy przyzwoitości. Oto kilka z nich:
Buzzard- określenie na swoisty typ marudera. Typ takowy ciągnie się za resztą nie dlatego że bolą go nóżki, dokucza choroba czy zmęczenie. Ma w tym cel, a jest w nim grabież, obojętnie czy jest na terenie wrogim czy przyjaznym. 
Skedaddler- tak określano tych którzy umykając z pola bitwy porzucali broń i ekwipunek.
Turnspit- może i takowy jest w naszych szeregach, ale pożytku z niego żadnego, ktoś nieużyteczny. 
Wagon dog- symulant, udający chorobę żeby załapać się na transport wozem.
Yaller dog- tchórz. W armii konfederackiej nazywano tak też oficerów sztabowych i kurierów.
Yuunk- określenie na kogoś, którego po prostu nie lubimy.

sobota, 5 lipca 2014

Tytoń w czasach Wojny Secesyjnej

W czasach Wojny Secesyjnej, podobnie jak dzisiaj, można było na kilka sposobów oddawać się nałogowi tytoniowemu.

Pierwszym było zażywanie tabaki. Tabakę przechowywano w tabakierach, które były wykonywane z różnych materiałów, często bardzo kosztownych. Kosztowna tabakiera świadczyła o wysokiej pozycji społecznej właściciela. Oczywiście jeśli odtwarzamy szeregowego żołnierza, tabakierka również powinna o tym świadczyć.
Tabakę przyjmowano wciągając nosem, lub wkładając odrobinę między wargę i dziąsło.





 Najpopularniejszym sposobem przyjmowania nikotyny, było palenie tytoniu w fajce.
Używano kilku rodzajów fajek:

- Najstarsza wersja fajki, używana od XVI wieku to fajka gliniana. Wypalana albo w całości z gliny, albo gliniana była jedynie główka, a cybuch wykonywano z trzciny lub podobnego materiału


- Typowy amerykański wynalazek - fajka z kaczana kukurydzy


- Znana od początku XIX wieku i popularna aż do dzisiaj fajka z korzenia wrzośca


Nie można zapomnieć o bardzo popularnym w czasach Wojny Secesyjnej tytoniu do żucia, niestety w Polsce ten rodzaj tytoniu jest bardzo trudno dostępny.



Zapewne wielu osobom hasło "palenie tytoniu 150 lat temu" skojarzy się z cygarami. Będzie to oczywiście skojarzenie jak najbardziej poprawne, gdyż cygara znano, lubiano i poważano. Jednak tak jak dzisiaj, tak i w czasach Wojny Secesyjnej był to sport dość kosztowny, i dla zwykłego żołnierza na froncie dość rzadki.




Na koniec parę słów o najpopularniejszym dzisiaj produkcie tytoniowym, czyli o papierosach.
Papierosy w Europie rozpowszechniły się po Wojnie Krymskiej 1853-56. Z Europy trafiły do Stanów, jednak dość nietypową drogą - przez Luizjanę i Teksas. Stąd rozprzestrzeniły się na inne stany.
Na początku Wojny Secesyjnej były ciągle bardzo rzadkim widokiem, używali ich tylko żołnierze z Luizjany i Teksasu. Co ważne były to skręty, robione ręcznie przez samych żołnierzy.

 W czasie wojny papierosy stawały się coraz bardziej popularne. W 1864 roku powstawała na Północy pierwsza manufaktura produkująca papierosy. Jednak ten wyrób aż do końca wojny był wytwarzany ręcznie.
Pierwsza maszyna do produkcji papierosów została opatentowana dopiero po wojnie, w 1873 roku. Papierosy z filtrem, takie jak używane są obecnie, znamy dopiero od 1940 roku.